poniedziałek, 10 października 2011

Refleksja

Ostatnio ciężko jest mi zamieszczać nowe posty. Staram się utrzymać optymistyczny wydźwięk bloga zgodnie z założeniem, o którym pisałam w pierwszym poście. Jednak coraz częściej wydaje mi się, że choroba zwycięża, a ja czuję się bezsilna.
Najprostsze czynności wywołują u mnie lęk, czasem próbuję zagłuszyć go siedząc przy komputerze, czy haftując, a czasem po prostu kładę się i próbuję zniknąć.
Kiedy myślałam, że robi się nieco lepiej, nastąpił nawrót i drobne plany, które sobie zrobiłam stają się znów niemożliwe do osiągnięcia.
Biorę leki, chodzę na terapię, ale mam wrażenie, że to nic nie daje.
Nie jestem w stanie nic robić, a przez to mam poczucie winy. Nie widzę dla siebie przyszłości, wszystko maluje się w czarnych barwach.
Nie czuję się na siłach, żeby wrócić do pracy, żeby zacząć normalnie żyć. Zrezygnowałam z pisania doktoratu, bo nawet to, co kiedyś było moją pasją, przestało się dla mnie liczyć.
Przeraziłam się, jak wczoraj zrobiłam sobie test Becka. Jeśli wynik jest wyższy niż 26 punktów mamy do czynienia z ciężką depresją. Mi wyszło 40...

Depresja połączona z silną nerwicą to ciągły ból - nie tylko psychiczny, ale też fizyczny, którego nie można się pozbyć zażywając tabletkę.

Myślę, że wkrótce zamieszczę dalszy etap zmagań z portretem Brittany Murphy.

2 komentarze:

  1. Mi się udało wygrać z depresją! Tobie też się uda!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wsparcie. Ostatnio znów jest gorzej.

    OdpowiedzUsuń